Cześć dziewczyny, jestem w 5-6 tc. Od zeszłego piątku pojawiły mi się brązowe plamienia (bardziej kolor toffi), i ból podbrzusza (ból taki jaki miewamy przed miesiączką) we wtorek zobaczyłam, że w pewnym momencie ta brązowe plamienia stały się jasno-różowe, które zjawiły się dosłownie raz (przez godzinę) ,a później znów zmieniły się w brązowe plamienia. Zadzwoniłam do swojego ginekologa, który zlecił badanie bhcg, które wykonałam i otrzymany wynik był poprawny (602 ). Niestety w piątek zaczęłam krwawić i natychmiast umowiłam się do doktora. Jeszcze tego samego dnia znalazłam się na USG, po ktorym doktor stwierdził, że pęcherzyk zagnieździł się w odpowiednim miejscu,a nigdzie w macicy nie widać śladu krwi, jednak krew skądś leci, dosłownie tak jakbym miała okres o troszke mniejszym nasileniu(ze skrzepami). Przepisał mi duphaston 3 razy dziennie i tydzien lezenia.
Jeszcze wczoraj caly dzien krwawilam, lecz dzisiaj jest czysto...dopiero gdy poszlam na toalete - przyparciu polecial mi maly skrzep i nic poza tym. Myślicie, że jest ta ciąża do uratowania? Czy skoro doktor twierdzi, że nie ma krwi w macicy to może świadczyć o tym, że to krwawienie nie bedzie mialo wplywu na ciaze?
Jeszcze wczoraj caly dzien krwawilam, lecz dzisiaj jest czysto...dopiero gdy poszlam na toalete - przyparciu polecial mi maly skrzep i nic poza tym. Myślicie, że jest ta ciąża do uratowania? Czy skoro doktor twierdzi, że nie ma krwi w macicy to może świadczyć o tym, że to krwawienie nie bedzie mialo wplywu na ciaze?